Hej! Długo mnie tu nie było! Przyszła wiosna, z nią nawał pracy, a do tego sprawy osobiste do załatwienia! W efekcie kwiecień przeszedł w maj, a ja od miesiąca nie odezwałam się do Was ani słowem:). Dziś dla rozbiegu wzięłam na warsztat temat świeży, lekki i ciekawy. Obejrzymy nowe mieszkanie (a właściwie LOFT), którego właścicielką jest Anita Lipnicka. Przestrzeń jest nietypowa, uwierz mi, mało kto się tak urządza! Dla mnie to miejsce jest tym bardziej interesujące, że patrząc po oknach i opisie na instagramie, Anita jest sąsiadką mojego klienta z tej samej inwestycji! Co prawda mój Pan P. wprowadzi się najwcześniej w sierpniu, no ale zawsze ciekawie jest popatrzeć, jak też temat ugryźli znani sąsiedzi!
Dodam jeszcze, że osoba Anity, jej głos i muzyka zawsze wzbudzała we mnie dobre emocje. Kibicuję jej i podziwiam jej wnętrzarskie wybory – choć nie wszystkie, oczywiście;). Nie będzie słodko, ale tez nie będzie zbyt słono;). Idziemy według sprawiedliwego, anty-hejtowego klucza, według którego opisuję wszystko w tym dziale.
Na co warto zwrócić uwagę?
Jakiś czas temu pisałam, co należy zrobić, żeby mieszkanie ożyło, czyli żeby było prawdziwe, ciekawe, osobiste i nienudne. Mam wrażenie, że Anicie i jej mężowi udało się tego dokonać! A co zrobili? Nie bali się być sobą! Wsłuchali się w to, co lubią, co ich porusza, jaki klimat i jakie przedmioty do nich przemawiają.
A potem, nie patrząc czy coś do siebie pasuje, niespętani konwenansem, ansem, kabansem i tym co ludzie powiedzą, zrobili sobie wymarzone mieszkanie.
Pamiętaj, że Warszawa to nie Nowy York i ten „loft” przed remontem nie miał klimatu za grosz. Było to – ładne, bo wysokie i z pięknymi oknami – ale jednak mieszkanie W STANIE DEWELOPERSKIM. Nie miało klimatycznych elementów typu stare schody, okna, podłogi czy stropy. A teraz jest w bardzo wyraźny sposób „jakieś”, a konkretnie „ICH”.
Że nie w moim stylu? I co z tego? Brawa dla nich!
Co jest kluczem do osiągnięcia prawdziwego klimatu? Zobacz jak wiele starych rzeczy wybrała Anita Lipnicka!
Jeśli chcemy poczuć się w lofcie jak w Lofcie przez duże „L”, wybierajmy rzeczy naprawdę zniszczone. Czyli autentycznie zużyte, stare, vintage lub ewentualnie postarzone. Taka jest podłoga – oryginalna, ściągnięta z rozbiórki jakiegoś szkolnego budynku w Anglii. O wiele prościej jest kupić nową postarzoną, to prawda! Ale zdobycie, transport i ułożenie starej jest warte zachodu, bo efekt końcowy jest równie autentyczny jak sama podłoga. Choć nie lubię takich pstrokatych podłóg (kojarzą mi się z zakurzoną sceną obwoźnego teatru), to co do zasady kierunek jest dobry i działanie zacne!
W kuchni mamy współczesne płytki, ale trzymające charakter. Nie czuć tego, że są nowe! Za razem nie są to płytki „na siłę postarzone”, z postrzępionymi pretensjonalnie krawędziami, jakich wiele teraz w sklepach. Wyglądają szlachetnie i PASUJĄ.
Coś, co na pewno ściągnę?
Wart „ściągnięcia” jest sposób, w jaki możesz wejść w posiadanie wspaniałego, wprost powalającego na kolana oświetlenia. Serio. Teraz większość lamp, także tych pięknych i drogich, powstaje w masowej produkcji w Chinach. Krótko mówiąc, płacisz nierzadko krocie, a dostajesz sztampę bez wyrazu i charakteru. Anita pisze, że ten żyrandol wyszukali w sklepie ze starociami.
Robi robotę! 👍👍👍
Ja polecam Ci niemiecki Ebay. Od razu w drugim okienku otwierasz google translate i działasz 😎. Ja już wiem, jak jest po niemiecku żyrandol, kinkiet i plafon, oraz jak się mówi lata 60:). Na Ebay.de znajdziesz prawdziwe perełki, bardzo często w cenie chińskich lamp w polskich sklepach, na przykład wspaniałe lampy ze szkła Murano – z lat minionych, dzięki temu tańsze niż nowe…. a z jaaaką patyną i klimatem! Oto cztery „na szybko” znalezione przykłady – ceny 40-1000 EURO.
Dobry jest też Ebay.fr, ale z tego co widzę, jest o wiele bardziej przetrzebiony przez doceniających stare rzeczy Francuzów, a ceny zawyżają snobujący się na te klimaty Amerykanie.
Smuteczek, czyli co uważam za zły wybór.
Całość aranżacji Grayloft Anity jest bardzo scenograficzna. Chwilami to męczy🤷♂️. Gdy patrzę na niektóre kąty tego mieszkania, mam przesyt, bo każdy przedmiot, bez wyjątku, jest taki NA SERIO, i z historią, i z wielką waga sentymentalną. Ilość form i emocji, które te przedmioty niosą, jest po prostu ZBYT DUŻA. Wszystko razem przedziałami sprawia wrażenie dekoracji teatralnej. Albo knajpy na Kazimierzu. A jesteśmy u licha w Warszawie!
Wiecie, co mam na myśli? Przydałby się „oddech”! Mogłoby być nim coś nowszego, współczesnego, „czystego”, co pojawiłoby się w kontraście do tego natłoku form i treści.
Może jakieś biurko z IKEA? (żart 😉)
A może po prostu.. pusta ściana, która pozwoli wzrokowi odpocząć.
Pamiętaj, że wszystko użyte w nadmiarze traci swą moc!
Pytanie za sto punktów: co uważam za świetny pomysł?
No jasne, że schody! Rdzewiejące, stalowe, z prostymi barierkami. Są świetne, bez dwóch zdań. A jeszcze fajniejsze jest to, że ze względu na dudnienie, zostały wygłuszone dywanem w królewskiej czerwieni. W żadnym tam beżu czy szarości! Czerwień krwi i do tego ta złota lamówka!! 💖
Zestawienie jest super. W kolejnej mojej realizacji loftowej z dużym prawdopodobieństwem wezmę się za rdzewiejącą blachę stalową. Oczywiście zabezpieczoną lakierem, aby jednak nie sypała się na głowę.
Dlatego zawsze gdy widzę takie rzeczy, mówię samej sobie:
pamiętaj, trzeba mieć jaja!!
Takie okryte czerwonym królewskim dywanem schody mogłabym codziennie przemierzać boso, idąc w piżamie na poranną kawę. Moje skojarzenie jest bowiem tylko jedno:
Końcowy smuteczek: brzydki detal.
Przyznam, że nie rozumiem ostrej zieleni, którą Anita Lipnicka umieściła na kilku ścianach. Mam wrażenie, że to wnętrze korzystniej wygląda zimą, gdy za oknem jest mgła i mleko, a ono jest ciepłe i nastrojowe jak ogień w kominku. Latem musi być dość ciężkie, ciemne, a ostra zieleń nie jest sposobem, żeby wyjść z tego obronną ręką. I to ani zimą ani latem. Z tego powodu lepszy byłby tu jednak kolor szary, od biedy może głęboki bordowy..? Lub po prostu – biały. Ale to już zupełnie moja archigurowa prywatna opinia 😉
Napisz co Ty myślisz o tym lofcie. Czemu „tak”, czemu „nie”? Jestem bardzo ciekawa czy się ze mną zgadzasz!!! I jeszcze raz: przepraszam za dłuższą przerwę;)
Ściskam wiosennie, a poniżej okolicznościowa nutka – śpiewa oczywiście Anita Lipnicka. Do następnego moje kochane (i kochani). ❤❤❤
7 comments
Nie będąc fanem Anity Lipnickiej, mogę śmiało sobie napisać, że mieszkanie przypomina bazar staroci na warszawskim Kole. Na dłuższą metę przestrzeń męcząca, chaotyczna, udawana. Coś jak Cafe Nero tylko z większym budżetem na wykończenie.
Plusy? Nigdy tam nie zostanę zaproszony 😀
Uśmiałam się! Dzięki za wyrażenie opinii! Zgadzam się w dużym stopniu z tym co piszesz
… a dziękuję. Niecierpliwie czekamy na fotki z realizacji Pani projektu dla wspomnianego w artykule „Pana P” – kimkolwiek jest – będzie okazja do porównań 😉
tak, zgadzam się, moje osobiste odczucie jest podobne. Ilość wzorów, kolorów, przedmiotów, owszem, przynosi może to „ciepło”, które wielu osobom się podoba, ale mnie osobiście by zmęczyła. To jest dla mnie mieszkanie do którego chętnie bym wpadła na imprezę!
Zapominajcie że Pani Anita jest artystka!! I to są jej klimaty. Wszystkich przyzwyczajonych do korporacyjnej prostoty ułatwiającej utrzymanie pożądku, nie odwracania uwagi od pracy, będą takie wnętrza meczyc. Mnie się bardzo podoba! Z duszą, Niebanalne, niezwykłe.. inspirujące. Upodobalismy sobie prostotę a tu mamy hedonizm, haos i samozachwyt każdego elementu wystroju. A jaka jest początkiem wszystkiego..
mozna prosic o nazwe plytek w kuchni ?
to chyba te: https://mlwstone.com/product/cadence-coal-black-alley-concept-board/