Zawodowo i prywatnie, mam okazję odwiedzać wiele miejsc. I bywa – choć przyznam, że nieczęsto – że spotykam w nich naprawdę inspirujące, wnętrzarskie rozwiązania. Dobrze jest je pokazać – może i Tobie się spodobają i wykorzystasz je w swoim domu? W styczniu zapowiedziałam, że warte tego miejsca będę pokazywała w nowym cyklu na blogu. Słowo się rzekło! Piszę do Was z wakacji – wprost z Willi Szara Sowa w okolicach Ełku, a ten wpis otwiera cykl „Archiguru w podróży”
Jeśli kojarzysz cykl „Domy gwiazd” to wiesz, że działam w nim według jednolitego klucza, każdą inwestycję obdarzając tą samą ilością pozytywnych, co negatywnych uwag. W cyklu „Archiguru w podróży” również będzie tego typu klucz. Pokazuję kilka fajnych pomysłów oraz jedną – max dwie rzeczy, które można było zrobić lepiej. Inaczej będzie za słodko i się zanudzimy. Z resztą powiem Wam, na pociechę – zawsze coś da się zrobić lepiej. U mnie w mieszkaniu jest szereg takich rzeczy, które mogłam zaplanować lepiej (albo które źle zrobiła ekipa, stolarz itp.). Nie jest mi wstyd, bo tylko głupcy i Ci, co nic nie robią się nie mylą, a my jesteśmy po prostu ludźmi. Za to fantastycznie jest uczyć się na cudzych błędach. W telegraficznym skrócie podam też atuty i słabe strony miejsca, tak pod względem turystycznym (gdyby ktoś z Was miał ochotę przyjechać).
Gdzie jesteśmy?

Gościmy się w Willi Szara Sowa, we wsi Gorło, na Mazurach. Najbliższą większą miejscowością są Stare Juchy. Właścicielami willi jest małżeństwo, osiedleńcy z… Warszawy. Ja też chcę kiedyś mieć taki dom (jakby ktoś pytał). Zwiać z miasta w piękne miejsce, i jeszcze mieć z czego żyć? To naprawdę moje marzenie. Poniżej widok z okna:

Atuty
- Gorło to wieś z dala od szosy, ułożona malowniczo nad brzegiem jeziora. Domy stoją tu po dwóch stronach wyłożonej „kocimi łbami”, położonej w cieniu drzew drogi. Nie ma tu śmigających samochodów, gorąca asfaltu, i prawie nie ma tu ludzi 🙂
- Sama willa ma w 100 % klimat Mazur. Czyli: jest czerwona cegła, mur pruski, drewno, dach z czerwonej dachówki „holenderki”. Wszystko to wygląda jakby było tu od zawsze, choć dom nie w całości jest stary (a wręcz przeciwnie – został mocno przebudowany, ale z wyczuciem miejsca, co nie często się zdarza).
- Prosto z tarasu śniadaniowego, idąc przez ogród, dostajemy się na pomost. Taki bezpośredni dostęp do wody to wielki atut! My przyciągnęłyśmy tutaj deskę SUP i uczymy się na niej pływać. Jezioro jest spokojne, nie ma nim skuterów, motorówek i prawie nie ma żaglówek! Po zatłoczonych Mazurach, jakie znam z żagli, jest to prawdziwy oddech ulgi! Cisza, spokój..
- Sądząc po ilości wędkarzy są też ryby i chyba coś biorą 😉
- Niedaleko jest Siedlisko Morena dr Ireny Eris (podpłynęłyśmy tam naszym supem). Od strony wody wygląda bardzo przysadziście, prawie jak hotele Gołębiewski, ale dla osób potrzebujących SPA jest to zawsze dodatkowa opcja!
- Gospodarze serwują pyszne śniadania. Naprawdę są wyjątkowe – różnorodne, wysublimowane, zdrowe, ze składników od lokalnych wytwórców (sery, ryby)! Zawsze gra piękna muzyka, detale wystroju cieszą oko i współgrają ze sobą. Jemy na tarasie z widokiem na jezioro, z kolorowej zastawy z Bolesławca, sztućcami, które nie są z Ikea.. Wiecie – czuje się, że nie jesteśmy w świecie masowo produkowanego chłamu i sera Gouda z Biedronki.
- Szara Sowa to Bed&Breakfast. Rankiem Gospodarze serwują śniadania, obiady zaś jadamy w okolicznych karczmach i barach. Kolację przygotować można bez kłopotu we własnym zakresie. Choć nie ma wspólnej kuchni, bufet kawowo-herbaciany jest dostępny ciągle, a w pokojach są mini lodówki i czajniki elektryczne. W części wspólnej znajduje się też kredens, a w nim potrzebne naczynia takie jak kubki, kieliszki, talerze, deska do krojenia, salaterki. Jest też możliwe przygotowanie kolacji na ciepło – na grillu na zewnątrz, w altanie przy jeziorze – Gospodarze udostępniają węgiel i przyrządy do grilla.
- Do dyspozycji gości są łódka i rowery, i to wszystko w cenie – to bardzo miłe! Łódką można wypłynąć na jezioro w każdej chwili, jest to lekki, na oko łatwy w obsłudze model. Jezioro jest ciche i przepiękne, co prawda nie pływałam po nim łódką, ponieważ korzystałyśmy z naszej deski SUP, ale zdecydowanie warto po nim popływać. Rowerów jest kilka. Ich stan oceniam jako dobry, ale nie liczcie, że to są rowery, którymi zawojujecie okoliczną morenę czołową 😉 Jeśli stawiacie na wypoczynek na rowerach, weźcie swoje, dopasowane do Was i takie jak chcecie, będzie Wam wygodniej!
- Jest dyskretnie. Oprócz nas dom gości tylko 3 pary, spotykamy się na śniadaniach, a potem każdy rozjeżdża się według własnego planu – my na jezioro, ktoś na leżaki, ktoś inny na zwiedzanie okolic. Właściciele żyją swoim życiem, w osobnej części domu -nie siedzimy sobie na głowach. Czujemy się tu wszyscy swobodnie, choć przecież to rodzaj pensjonatu, a nie wynajęty w całości, prywatny dom!

Minusy
- Jeśli chcesz napić się drinka przed obiadem, a jesteś jedynym kierowcą, to lepiej sobie go daruj, chyba, że na obiad lubisz popylać piechotą! Tak jak piszę powyżej, w Szarej Sowie nie ma obiadów na miejscu. Stołujemy się z przyjemnością w okolicznych barach i karczmach – ale do najbliższej obiadowej miejscówki (Stare Juchy) jest coś koło 4 km. Chętnie zamówiłybyśmy obiadek tu na miejscu, no ale z drugiej strony rozumiem, czemu Właściciele tego nie proponują. W końcu to nieduży dom, raz ktoś zamówi, innym razem nikt – zdaje się, że musi być tak, jak jest.
- Do Szarej Sowy można przyjeżdżać z dziećmi od 12 lat. Dla jednych minus, dla innych plus. Ja cenię sobie spokój i ciszę a moja Nela ma 13 lat – z tego powodu osobiście miejsca bez małych dzieci zaliczam na plus.

Piękne detale: ceglana posadzka
Pięknych detali jest tu dużo. Podziwiam zwłaszcza… ceglaną posadzkę. Właściciel mówi, że to autentyczna cegła pochodząca z XIX wieku, gruba na 8 cm, oczywiście ręcznie robiona. Jeśli chodzi o techniczne aspekty – żeby nie przeszła fugą przy fugowaniu, przed fugowaniem została zaimpregnowana (fugę pomimo impregnacji trzeba szybko zmyć, bo zabieli cegłę – to tak samo jak w przypadku kamienia naturalnego albo płytek cementowych). Dalsza pielęgnacja polega już tylko na pastowaniu (wow, pastować cegłę?😎). Pastuje się raz w roku, myje co kilka dni preparatem Sidolux. Ceglana posadzka wygląda tak zachęcająco, że mogłabym po niej chodzić boso, a mam z tym na ogół problem – musi być bardzo czysto..
Jeśli masz dom z wejściem z ogrodu, położenie cegły lub płytki cotto jest doskonałym rozwiązaniem. Nie widać na nich brudu, nie ścierają się od piachu, nie są śliskie no i trzymają klimat!
Popatrz jak pięknie jest ułożona cegła w Szarej Sowie. Wzór zmienia się w zależności od miejsca!



Tak wygląda płytka cotto (występuje w różnych kształtach):

Malowana szafa
Pokój, w którym mieszkamy, zdobi pięknie malowana zielona szafa. Zwróciłam na nią uwagę już na etapie rezerwacji i nie mogę się powstrzymać, żeby jej Wam nie pokazać. Info: pełno takich szaf jest na OLX, i są w sumie tanie – ale uwaga – ich wnętrze jest niezbyt współczesne i praktyczne. Są za to w sam raz do pokoju gościnnego lub do domu na wsi.



Schody i chodnik w ogrodzie
Ogródek jest niewielki, ale w zupełności taki jak trzeba. Trochę tarasu, trochę trawy, trochę kwiatów (na skarpie), a do tego pomost. To, na co zwróciłam uwagę, to sposób w jaki jest rozwiązana powierzchnia do chodzenia – stopnie są z podkładów kolejowych, w niektórych miejscach sprytnie zestawionych z nasiąkliwym żwirem. Pozwoliło to wypełnić zabieg schodów materiałem, którego nie trzeba docinać na wymiar, co ograniczyło zapewne koszty realizacji. Ale główną zaletą połączenia żwiru z drewnem jest to, że możesz wygodnie stąpać bosą stopą po drewnie, a jednocześnie masz żwir, który chroni schody przed degradacją i śliskością, odprowadzając spływającą wodę.

Stopnie wkopane w trawnik – to również super rozwiązanie. Proste, bezpretensjonalne, wygodne i jak mniemam – również stosunkowo niedrogie. Podobają mi się też ogrody, w których w trawie wbudowane są płaskie kamienie – oba rozwiązania mają swój urok.

Drzwi
Szukasz pomysłu na drzwi – ale takie z prawdziwego zdarzenia? Zobaczysz kilka fajnych w Szarej Sowie. Naprawdę solidna robota, to się nie tylko widzi, ale też czuje!




Boczne oświetlenie
Bardzo mi się podoba, że wieczorem w hallu nie trzeba zapalać górnej lampy, aby dyskretnie i ładnie doświetlić wnętrze. Wystarczą kinkiety wiszące nad wszystkimi obrazami. Światło boczne to rozwiązanie, które od razu kreuje nastrój i wyciąga ze zmroku to, co najbardziej godne uwagi! Grafiki i obrazy są świetnie dobrane, niepospolite, oryginalne. Miło popatrzeć!


Meble z historią
Pełne uroku jest też to, że właściciele nie poszli na łatwiznę jeśli chodzi o sprzęty. Drewno jest tu odmieniane przez wszystkie przypadki i kolory, i za każdym razem gra z całością, choć jest na pewno „nie od kompletu”, nie na zamówienie, a każdy zestaw ma swoją własną historię. Ale czy nie to właśnie sprawia, ze czujemy się tu dobrze?
Kredens śniadaniowy wygląda tak:


W tym wszystkim nie razi mnie nawet komoda z Ikea, która mam w pokoju. Jakoś tak „znika”.

W naszym pokoju, w łazience, zwróciłam też uwagę na szafkę. Jest jedyna w swoim rodzaju, a przecież o wiele łatwiej (i taniej?) byłoby wstawić gotową szafkę z płyty! Bardzo podobają mi się też kafelki – są naprawdę urocze, odbijają światło w kilku kolorach i tworzą wiejski nastrój.

Płytki – słaby detal
Skoro już jesteśmy przy płytkach, to właśnie ich dotyczy moja mała, obowiązkowa „przypierdółka”. Taras wyłożony jest brązowymi płytkami o nieregularnych brzegach. Od strony schodów wyszła docinka i glazurnik zdecydował się niestety odwrócić ostrą krawędź w stronę brzegu, czyli „widza”:

Moja rada: w takiej sytuacji lepiej odwrócić płytkę tak, by od widocznej strony znalazł się brzeg „firmowy”. Wtedy na krawędzi spotkałyby się dwa „firmowe”, ładne brzegi, a ta brzydsza, docięta na ostro strona – ukryła pod barierką i w fudze.

Patent na schody
Kolejne warte uwagi rozwiązanie! Otóż na piętro prowadzą solidne, drewniane schody. Zobacz jak je wykonano – są o kilka centymetrów oddalone od ściany, dzięki czemu nie trzeba jej zakłócać żadnym cokołem! Między schodami a ścianą prześwieca światło. Bardzo to ładne!

Dziś pada, więc piszę ten artykuł nie żałując pięknej pogody. Jutro wracamy na naszego SUPA. Mamy ogarnięte wiosłowanie synchroniczne. Już nawet nie wpadamy do wody. A co do Willi Szara Sowa? Jestem pewna, że tu jeszcze wrócę i polecam Wam to miejsce!
